Przepływ informacji w zatrudniającej mnie firmie jest na tyle kiepski, że o obowiązkowym spotkaniu z prezesem firmy dowiedziałem się dopiero na pół godziny przed planowanym wydarzeniem. Większość kolegów z mojego działu informatycznego była w tej samej sytuacji, co ja i każdy był równie niezadowolony, jak ja byłem. Za pół godziny, planowo, miałem kończyć pracę i iść do domu, a okazało się, że moje popołudniowe plany muszą ulec zmianie.
Już ja dobrze wiem czym pachną spotkania z prezesem. Nie raz i nie dwa dochodziło już do podobnych sytuacji, kiedy to wszyscy, zmęczeni po 8 godzinach pracy musieli siedzieć przez kolejne dwie godziny w Sali konferencyjnej i słuchać wynurzeń prezesa, który od czasu do czasu miewa ochotę, by wesprzeć nas mentalnie i przeanalizować dotychczasowe osiągnięcia zawodowe. Podczas tych spotkań prezes zazwyczaj snuje jakieś niestworzone historie, a my siedzimy, udajemy, że słuchamy i co chwila zerkamy na zegarki. Gdyby te spotkania odbywały się w trakcie pracy na pewno każdy z przyjemnością by w nich uczestniczył i zadawał więcej pytań, by jeszcze bardziej wydłużyć konferencję. Sam chętnie na jakiś czas opuściłbym stanowisko informatyka, informatyk Słupsk i zajął się czymś innym.
Najgorsze jest to, że wśród pracowników firmy jest jeden chłopak starający się przypodobać szefowi. Wazeliniarz z niego niezły, a spotkania zawsze wykorzystuje do pokazania jaki to nie jest ambitny. Jestem przekonany, że i dzisiaj jako jedyny będzie zadawał dziesiątki pytań i opóźniał moment wyjścia do domu.