Jestem informatykiem i wykonuję jeden z najnudniejszych i najbezpieczniejszych zawodów na świecie, jednak nie oznacza to, że moja praca jest zupełnie pozbawiona czynników zagrażających życiu i zdrowiu ludzkiemu. Ostatnio, przez przypadek przekonałem się, że wystarczy chwila nieuwagi, by bezpieczne i przyjemne środowisko pracy zmienić w istny armageddon i miejsce zagrażające mojemu życiu. W dniu, kiedy przydarzył mi się wypadek w pracy byłem bardziej nieobecny duchem niż zazwyczaj, bo poprzedniej nocy przesiedziałem do godziny trzeciej nad ranem nad grą „Talisman”, którą zna zapewne większość takich zapaleńców, jak ja.

Siedząc rano w biurze przed komputerem postanowiłem, że tego ranka zrobię wyjątek i napiję się kawy, która poprawi moją koncentrację i efektywność pracy. Normalnie nie pijam kawy, bo nie przepadam za jej smakiem, jednak gdy od czasu do czasu decyduję się sięgnąć po jej magiczne właściwości, zawsze działa na mnie tak, jak trzeba, czyli rozbudza każdy kawałek mojego ospałego ciała i pobudza umysł do myślenia. Tego ranka miałem nadzieję, że kawa zadziała na mnie tak dobrze, jak zazwyczaj. Zadziałałaby, gdyby nie moje roztargnienie i wylanie całej zawartości kubka na włączony komputer. W komputerze nagle coś zasyczało i cicho wybuchło, a gdy nie zdążyłem wystarczająco szybko podnieść rękę z klawiatury, przez moje całe ciało przeszedł jakiś dziwny wstrząs.

Obudziłem się na podłodze, otoczony szeregiem znajomych mi twarzy. Zanim zrozumiałem co się stało, moje ciało zostało podniesione, ułożone na noszach i przetransportowane do karetki, informatyk Gliwice. Przez głupią kawę zostałem porażony prądem!